Agresja Niemiec hitlerowskich na Polskę (1939), okupacja i związane z nią wysiedlenia, łapanki, aresztowania, egzekucje, eksterminacja ludności polskiej, zagłada ludności żydowskiej siały terror i przerażenie. Z tą rzeczywistością musiało się zmierzyć Zgromadzenie Rodziny Maryi, które przed wojną należało do najliczniejszych rodzin zakonnych w Polsce.
Chociaż wojna i terror okupacji niemieckiej, a także sowieckiej, ograniczyły i utrudniły działalność oświatową, wychowawczą i dobroczynną zgromadzenia, to jednak siostry, dzieląc los narodu, z poświęceniem niosły pomoc ofiarom wojny: wysiedlonym, bezdomnym, zagrożonym aresztowaniem, więźniom, ubogim rodzinom, zwłaszcza osieroconym dzieciom, przyjmując je do swych zakładów i organizując dla nich nowe domy.
Działalność, którą prowadziła m. Getter w domu prowincjalnym w Warszawie przy ul. Hożej 53 w czasie kampanii wrześniowej, mogą zilustrować następujące fakty; we wrześniu 1939 r. znalazło w nim schronienie ok. 500 uciekinierów, tu funkcjonowały punkt sanitarny oraz ekipy sanitarne złożone z sióstr, które wyruszały nocami na trakt radzymiński, aby nieść pomoc rannym.
Matusia, bo tak nazywano m. Matyldę Getter, zawierzyła Opatrzności i tej Bożej Opatrzności, wzywała co dzień, i zachęcała do tego innych. Miała dziwne wyczucie niebezpieczeństwa, o czym świadczą następujące wydarzenia. W ostatnich dniach oblężenia Warszawy, kiedy atak lotnictwa niemieckiego nie ustawał, w pewnym momencie Matusia nakazała siostrom zabierać dzieci i uciekać na drugą stronę ulicy Hożej do piwnic murowanych domów. Ledwie zamknęła bramę za ostatnią grupą, trzytonowa bomba uderzyła w dom, załamała dach, przebiła sufit i upadła w miejsce, gdzie przed chwilą były siostry i dzieci. Nie eksplodowała, gdyby wybuchła, rozniosłaby drewniany dom i wszystkich tam obecnych. Wieczorem siostry przyszły zobaczyć, co z domem na Hożej. W kuchni zastały Matusię, która gotowała kocioł kaszy, by siostry mogły nakarmić dzieci. Ocalenie Hożej uznano za cud.
Przez całą okupację czynna była na Hożej 53 kuchnia, z której korzystało do 300 ubogich dziennie, stąd m. Getter kierowała akcją niesienia pomocy aresztowanym, współpracując z tajnymi komórkami więziennymi, tu też działała placówka legalizacyjna, która wyrabiała nowe dokumenty dla osób ściganych przez Niemców, ukrywających się, a także Żydów. Z jej inicjatywy odbywały się tu tajne komplety szkoły wychowawczej, komplety Liceum Pedagogicznego Ziem Zachodnich i kursy katechetyczne. Przez dom prowincjalny prowadziła droga ratowania dzieci żydowskich.
Na szczególną uwagę zasługuje poświęcenie m. Getter dla ratowania dzieci. Nigdy nie odmówiła przyjęcia dzieci osób aresztowanych lub znajdujących się w trudnych warunkach materialnych. Dzięki niej w Prowincji Warszawskiej funkcjonowały przez całą okupację 22 sierocińce; na miejsce zlikwidowanych przez wojnę założyła dziewięć nowych. Dbała o zapewnienie wychowankom odpowiednich warunków materialnych, o ich kształcenie, o stworzenie im spokojnej, rodzinnej atmosfery. Wspomagała siostry i sierocińce w Prowincji Lwowskiej i Poznańskiej.
W czasie II wojny światowej m. Getter, czuwając nad sierotami własnej prowincji, otoczyła opieką siostry i domu Prowincji Lwowskiej i Poznańskiej, które znajdowały się w granicach Generalnego Gubernatorstwa; materialnie wspomagała cierpiące niedostatek domy i siostry we Lwowie i Mszanie Dolnej oraz przygarnięte przez nie sieroty wojenne, polskie i żydowskie. Nie zamknęła żadnego domu, przeciwnie - otworzyła dziewięć nowych. Podjęła szeroką akcję niesienia pomocy ludności cywilnej, wojsku, formacjom podziemnym, wysiedlonym oraz Żydom. Podtrzymywała ducha sióstr przez kontakty osobiste, listy okólne, organizował spotkania zakonnic, zjazdy przełożonych, rekolekcje, jubileusze, wydawała zarządzenia, a także krótkie sentencje: "Pomóc komu trzeba, nikogo nie wydawać".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz