W 1945 r. m. Getter zakończyła urzędowanie jako przełożona prowincjalna, pozostała jednak na Hożej i przy nowej matce prowincjalnej, Anieli Stawowiak, pełniła przez trzy kadencje obowiązki przełożonej domu (1945-1954), następnie przez pięć lat przebywała na Hożej jako emerytka. Ostatnie lata życia spędziła w Płudach (1960-1968), odbierając dowody żywej pamięci i wdzięczności zarówno od sióstr, jak i osób duchownych i świeckich. Tam zmarła 8 sierpnia 1968 r.
Msza św. pożegnalna w Płudach została odprawiona 9 sierpnia, następnie ciało zmarłej zostało przewiezione do kaplicy Domu Generalnego w Warszawie przy ul. Żelaznej 97, gdzie 10 sierpnia bp. Jerzy Modzelewski w koncelebrze z księżmi odprawił Mszę św. w jej intencji przy licznym udziale sióstr. Po Mszy św. nastąpiła eksportacja trumny m. Getter do kościoła św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach. Uroczysty pogrzeb m. Getter odbył się na Powązkach 12 sierpnia, o godz. 10.00. Ksiądz bp Wacław Majewski celebrował z licznym gronem księży uroczystą Mszę św. pogrzebową, po której odprowadzono zmarłą na miejsce spoczynku. Została pochowana w najstarszym grobie zgromadzenia, obok. m. Florentyny Dymman.
Śmierć m. Getter wzbudziła współczucie i falę wspomnień, kondolencji, opinii godnych przytyoczenia.
Matka Getter odznaczała się niespotykaną energią i siłą działania. Pozostawiła po sobie pamieć wybitnej organizatorki zakładów dla sierot, opiekunki dzieci. Powszechnie zwano ją Matusią. Cieszyła się szacunkiem i uznaniem władz kościelnych i państwowych, przyjaźnią osób świeckich, wdzięcznością wychowanków. Ci, którzy ją znali, podkreślają wymowę jej mądrych, przenikliwych oczu, trafność sądu, inteligencję, postawę pełną godności i patriotyzmu, serce otwarte na potrzeby wszystkich.
Jak Habdank pisał, że m. Matylda Getter położyła największe zasługi na polu ratowania dzieci żydowskich. "Jej energia, mądrość, praktyczność, nieustraszona odwaga zabłysły w całej pełni podczas okupacji hitlerowskiej" (1968). Maria Sobańska dodała: "Miła, kochana i taka Boża, tyle dobrego w życiu zrobiła, zawsze uczynną i ofiarna" (26 sierpnia 1968 r.)
O ratowaniu Żydów przez matkę Getter pisała dr Zofia Szymańska: "Matka była nieustraszona. Słuchy o tym dochodziły do getta. Poprzez mur [...] pracownice Centosu były w stałym kontakcie z matką Getter i często udawało im się ocalić kogoś od zagłady. [...] Zgromadzenie Rodziny Maryi za przyczyną matusi Getter uratowało kilkaset żydowskich dzieci. Matusia nigdy w ciągu długich rozmów ze mną nie podkreślała tego faktu, uważał to za zupełnie naturalne".
Ona też powiedziała o m. Getter: "Była ona wspaniałym, najbardziej ludzkim wcieleniem Ewangelii miłości" (30 sierpień 1968 r.), a w artykule "Matka Matylda Getter" napisała na swych powojennych z nią spotkaniach: "Matka Getter, wówczas około osiemdziesięcioletnia staruszka była uosobieniem jasności umysłu, trafności sądu, inteligencji, znajomości natury ludzkiej. W swym długoletnim życiu tyle widziała i przeżyła, przed jej oczyma przesunęła się taka galeria typów ludzkich, była świadkiem tylu wzlotów i upadków, tylu niespełnionych życzeń, niezaspokojonych ambicji ludzkich, że mogła śmiało powiedzieć: nic co ludzkie, nie jest mi obce. Cechowało ją niezmierne zrozumienie potrzeb ludzkich i wielka dla nich wyrozumiałość. Kochała ludzi i jej potrzebą dominującą było przyjście im z pomocą".
A oto opinia Marii Siemaszko, wychowanki m. Getter z Petersburga, nauczycielki pracującej w Warszawie: "Obserwując przez długie lata życia ludzi i życie doszłam do przekonania, że Matka Matylda Getter to uosobienie mądrości Bożej, wzór zakonnicy odznaczającej się wybitną wrażliwością serca na moralną i materialną niedolę innych, oddana bez zastrzeżeń sprawom Zgromadzenia SS. Rodziny Maryi - szczęśliwa w swoim powołaniu, zawsze dbająca o najwyższą wewnętrzną jakość człowieka oraz jego użyteczność dla społeczności ludzkiej".
W 1974 r. siostry na Hożej obchodziły stulecie swej działalności jeszcze w starym drewnianym domu. Uczestnik uroczystości, ks. kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski, nawiązując do bogatej działalności m. Getter, powiedział: 'W tym domu nagromadziło się tyle dobra, ofiary i poświęcenia, że gdy padały w gruzy murowane sąsiednie gmachy, ten drewniany dom ocalał".
Na miejscu starego domu, pochylonego przez czas, powstał nowy, który przechowuje pamięć o m. Getter i o jej ofiarności w ratowaniu człowieka. Przez swą działalność wypełniła ona ewangeliczne wezwanie Chrystusa: "Kto by przyjął jedno dzieciątko w imię moje, mnie przyjmuje" (Mt 10,45), któremu jest bliski werset Talmudu: "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat" (Talmud Babiloński, Sanhedryn, 37a).
Z tego samego okresu pochodzi znamienna opinia o m. Getter, sformułowana przez siostrę Benedyktę Woyczyńską, przełożoną generalną Franciszkanek Służebnic Krzyża (z Lasek i Piwnej, w latach 1950-1962): "Matusię - Matkę Matyldę Getter znała osobiście. Stykałam się z nią na Hożej w domu sióstr Rodziny Maryi. Przytulała nas tam podczas wojny i po wojnie, gdy nie miałyśmy własnego locum w Warszawie.
Miała serce i ręce pełne dobrych uczynków dla wszystkich ludzi. Rzadko spotyka się w życiu kogoś aż tak bardzo dobrego. Nie umiała odmówić swej dobroci i pomocy nikomu potrzebującemu. A im bardziej był biedny i potrzebujący ratunku, tym większą była intuicja dobroci Matusi: jak pomóc. Wiele spraw tego typu słyszałam.
Opowiadała mi też dr Róża Nowotna-Walcowa, jak Matusia urządziła jej u siebie ślub małżeński w r[oku] 1944 podczas powstania warszawskiego i jak mądre rady jej dawała. Chciałam napisać choć tych kilka zdań, bo mam serce pełne czci i miłości dla Matusi" (28 kwietnia 1974 r.)
Siłą jej działania były głęboka wiara i niezachwiana ufność w Opatrzność Bożą. Posiadała dar modlitwy, która przenikała całe jej działanie, "żyła i promieniowała Bogiem".
W 1982 r. bp Władysław Miziołek, świadek wojennej działalności sióstr Rodziny Maryi w Międzylesiu, Aninie, Płudach, Pustelniku i Warszawie, wspominając zasługi zgromadzenia i m. Getter w akcji ratowania Żydów, powiedział: "Gdyby posadziło się drzewa ku pamięci wszystkich Żydów, uratowanych przez siostry, powstałby wielki las". Z własnej bowiem obserwacji, jako kapelan zakładu dla dzieci w Międzylesiu "Zosinek", znał zaangażowanie sióstr w akcję ratowania dzieci żydowskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz