Niedawno swoją premierę miała niezwykła książka Aliny Petrowej-Wasilewicz „Uratować tysiąc światów”, w której wskrzesza historię siostry Matyldy Getter. Ta cicha bohaterka czasów zagłady uratowała w trakcie II wojny światowej tysiące ludzkich istnień. Jak się jej to udało? Czy nie czuła strachu? Czego może się dziś nauczyć od s. Matyldy? O tym opowiada autorka książki, Alina Petrowa-Wasilewicz w wyjątkowym wywiadzie dla Wydawnictwa Esprit.
Jak odkryła Pani historię siostry Matyldy Getter, której poświęcona jest książka „Uratować tysiąc światów”? Co sprawiło, że to właśnie o niej zdecydowała się Pani napisać biografię?
– Matka Matylda Getter nie była dla mnie postacią nieznaną. Wiedziałam, że była zakonnicą ze Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi i że w czasie okupacji ratowała przed śmiercią żydowskie dzieci. I że działała wraz z Ireną Sendlerową. Impulsem do napisania książki było jednak odnalezienie w rodzinnych archiwach opinii m. Getter o mojej babce, Stanisławie Ordowskiej, która była wolontariuszką w przedszkolu na Żelaznej w lecie 1918 r. Moja matka i ciotka uczęszczały do przedszkola i szkoły powszechnej, prowadzonych przez siostry. Dużo i serdecznie wspominały je po latach, zwłaszcza rodzinną atmosferę. Pomyślałam, że to może jakiś znak i że należy napisać biografię matki Matyldy. Chciałam dowiedzieć się, kim była, co ją ukształtowało, co wpływało na jej życiowe wybory. Co sprawia, że ktoś gotów jest oddać życie za innego człowieka? Mam nadzieję, że książka choć częściowo odpowiada na te pytania.
Kim była siostra Matylda? Czy możemy ją nazwać kobietą niezłomną?
– Siostra Matylda była chrześcijanką i zakonnicą. Jak określiła ją lekarka – Żydówka, była uosobieniem Ewangelii i to jest chyba najtrafniejsze określenie tej niezwykłej kobiety. Była ukształtowana przez religijną rodzinę, później przez Zgromadzenie, założone w Petersburgu przez ks. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, późniejszego arcybiskupa Warszawy. Celem wspólnoty zakonnej było i do dziś jest opieka nad dziećmi i ludźmi starymi. I panna Getter przeszła formację w tym Zgromadzeniu, uzupełniła wykształcenie i stała się ważną postacią we wspólnocie z powodu swoich zalet – charakteru i wybitnej inteligencji. Zakonnice dążyły do doskonałości chrześcijańskiej poprzez ciężką pracę na rzecz dzieci, przeważnie sierot oraz seniorów, ćwiczyły się w ascezie. To były twarde, zaradne i inteligentne kobiety, mocno zakorzenione w Bogu, działające ponadto w warunkach konspiracji, gdyż działanie katolickich zgromadzeń było w Imperium Rosyjskim nielegalne. A jednak rozwijały imponującą działalność, wykształciły tysiące młodych ludzi, wiele pokoleń, jak to określiła matka Matylda, jednostek wartościowych dla społeczeństwa. I Matka, i jej współsiostry, były kobietami niezłomnymi, ofiarnymi, ciężko pracującymi dla wspólnego dobra.
Siostra Matylda to kobieta czynu. W książce przywołuje Pani wiele wspaniałych historii, jednak niesienie pomocy zawsze było obarczone niesamowicie wysokim ryzkiem. Czy siostra Matylda się nie bała? Czy nie paraliżowała ją myśl, że pomagając Żydom, naraża całe swoje zgromadzenie na surową karę z ręki niemieckiego okupanta?
– W czasie wojny wszyscy bez wyjątku się bali. Niewyobrażalny terror niemieckiego aparatu represji, publiczne egzekucje, aresztowania, grabieże i przemoc sprawiały, że strach był chlebem powszednim na terenach okupowanych. Bała się także matka Matylda i jej współsiostry, ale mimo to potrafiły opanować strach, zaufać Bogu – i działać. Były świadome, co grozi za udzielenie pomocy i ukrywanie żydowskich współobywateli, a najgorsza była wizja represji, które dotknęłyby także dzieci. Jednak Matka potrafiła tak wpłynąć na siostry (a także zapanować nad własnymi emocjami), że wielokrotnie podejmowały te heroiczne decyzje. Matka, która była wówczas przełożoną prowincji warszawskiej, zdawała sobie sprawę, jak ważna jest rola lidera, wzbudzała w siostrach ufność, że Boża Opatrzność je nie opuści, że są pod szczególną opieką i spływa na nie wielka łaska Boża. Powtarzała: Ratujemy człowieka. Albo: Popatrz, jak piękne włosy ma to dziecko. W podtekście: Musimy ratować to piękne istnienie. To mobilizowało jej współpracownice, które wykazywały się niezwykłą odwagą, pomysłowością, opanowaniem. I żarliwą modlitwą, bo z modlitwy czerpały siłę do realizacji tak trudnych i niebezpiecznych zadań.
Czy to prawda, że każda osoba, którą uratowała s. Matylda, przeżyła? Jak to możliwe?
– Oczywiście, siostry miały warunki do ratowania i ukrywania Żydów – domy, często na obrzeżach, z licznymi budynkami gospodarczymi. Jednak wszystko zależało od czujności i dobrej organizacji, te siostry były wręcz perfekcyjne w swych zabiegach. Ich pomysłowość była niewyczerpana. Ale miały też dobre relacje ze społecznością lokalną, z sołtysami czy wójtami, którzy ostrzegali przed niemieckimi rewizjami, wówczas przenosiły żydowskie dzieci na jakiś czas do innych sierocińców. I był także wymiar nadprzyrodzony – zakonnice bardzo intensywnie się modliły, jednoczyły się z cierpiącym Jezusem, prowadziły głębokie życie wewnętrzne.
To zakrawa na cud, a może naprawdę jest cudem, ale wszyscy, którzy prosili matkę Getter o opiekę, bezpiecznie doczekali końca wojny. Kilkaset osób. A Matka była głęboko przeświadczona, że ktokolwiek poprosi ją o azyl, ma go otrzymać, że nikogo nie wolno odesłać. I rzeczywiście nikogo nie odesłała.Co historia s. Matyldy może powiedzieć dziś nam? Co może przekazać ludziom młodym, którzy systematycznie oddalają się od wartości i tradycji chrześcijańskich?
– Spotkanie z matką Matyldą zadziwia. Pokazuje ona, że człowieczeństwo można ocalić w każdych warunkach, także ekstremalnych. Ale pokazuje także służbę w zwykłych warunkach, takich, jakie były w dwudziestoleciu międzywojennym. Aby tak się stało, potrzebny jest jednak wysiłek i określona formacja człowieka. Tacy ludzie nie biorą się znikąd – oni rodzą się z ciężkiej pracy i głębokiej wiary. Czy historia Matki przemówi do młodych? Z pewnością. Gdyby zechcieli ją poznać.
Wydawnictwo Esprit / Warszawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz